sobota, 18 kwietnia 2015

"Serce Ferrinu" K. Michalak. Czyli, gdzie nie błądzić.


Mam jakiś nieokreślony problem z twórczością Katarzyny Michalak, albowiem jej Kroniki Ferrinu, znajdują się na mojej osobistej liście pt. „Najgorsza sterta, sklejonych kartek, co nazywa się książką”. I oto trzeci tom serii, absurdów nad absurdami, które ochrzczono „Sercem Ferrinu”. 




Na kartach bloga możecie doczytać o poprzednich częściach, ale każda kolejna to nowa trauma. Kiedy przeczytałam w opisie, że Aneala nie żyje, moje serce napełniło się niewysłowionym szczęściem, ale potem doczytałam, że zdążyła spłodzić swoją replikę, córkę Gabrielę. Ciekawe, że autorka zrezygnowała z zmiany imienia, kiedy ta trafia do Ferrinu, i główna bohaterka jest tylko Gabrielą. Jeden mały plus w tym całym nieszczęściu, że Michalak, czegoś się nauczyła.





Prolog pozwala czytelnikowi poznać dorosłą już Gabrielę, córkę Anaeli i Sellinarisa dell’Sol, która powraca z wielkiej Warszawy do zadupia, gdzieś w Polsce. Wraca pociągiem, więc może to nie Polska? Wita ją Saris, jednorożec ( poprzednio nie wiedziałam, jak można elfa ukryć na ziemi, a teraz nie mam zielonego pojęcia, jak uchował się koń z rogiem), który przybył na ziemię wraz z jej matką. Dowiadujemy się z tego fragmentu, iż potomstwo Anaeli nie grzeszy rozumkiem, a jej żarty z podtekstem seksualnym są na poziomie gimnazjalisty. Autorka lubi nadawać głównym bohaterką swoje cechy, wyjątkowo wybawicielce Anaeli i proszę, oto na ziemi, Anaela jest słynną pisarką.





W tym samym prologu Gabriela, dowiaduje się o śmierci swojej matki, zostaje obarczona obowiązkiem ratowania Ferrinu i teleportuje się do krainy, znanej jej z książek i opowieści Anaeli. Oczywiście melodramatyczność wejścia Gabrieli do akcji jest jak zawsze na najwyższym poziomie. Trafia akurat w sam raz na egzekucję matki i poznaje swego ojczulka, choć spotkania nie można nazwać sielanką. Z miejsca ustawia dziewuchę do pionu. 





Toczy się jakaś walka, ucieczka i zdrada, w końcu Gabriela spotyka Amrego. Ale cóż, cóż to  wchodzi teoria, iż to on jest ojcem Gabrieli, bo jak wiadomo Anaela do trudnych nie należała. Moim ulubionym fragmentem w całej książce jest pokaz wątpliwej inteligencji Gabrieli, a ma to miejsce, kiedy przybywa ona do Dalekiego Dworu. Gabriela domaga się wina, jak stary alkoholik i jest gotowa za nie pochlastać służbę. W końcu je dostaje i co? Po jednym pucharku traci świadomość. I moje pytanie, gdzie sprzedają takie winno? 





Następnie nieomal morduje Amrego, bo ten już ranny nie chciał pokazać jej obrażeń. Fuck logic. Ale największym absurdem w tej książce jest małżeństwo Gabrieli i Sellinarisem, aż takiej patologii tam nie ma, by się ojciec z córką pobierali, tylko ostatecznie bohaterka została córką Amrego. Ślub istnie polityczny, ale i tak dochodzi do gwałtu, bo Gabriela zdążyła się położyć pod nowym gachem- Karinem. Jeśli ktoś bystry na pewno zauważył, iż postacie to głównie mężczyźni nadskakujący jednej kobiecie, czyli głównej bohaterce.  





Nie wiem, czy istnieje skala w której można oceniać twórczość Michalak. Przynajmniej ja jej nie znam. Dla mnie to zwyczajne marnotrawstwo drzew. W książce brakuje logiki, spójności, normalnych postaci. Jest to jedna, wielka telenowela brazylijska. Lektura tylko dla osób o silnych nerwach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz