środa, 6 maja 2015

Top 5 argumentów myśliwych, czyli rekordziści w tworzeniu absurdów.


Poprzednio zajęłam się najpopularniejszymi argumentami mięsożerców, przeciwko wegetarianizmowi. Przyszła kolej na myśliwych i ich próby poparcia swojego hobby. Mam nadzieje, że osoby, które nie do końca były przekonane do łowiectwa teraz będą już całkowicie nieprzekonani.


    1.  Strzelam, bo selekcja.



Z obserwacji wynika, że to największy argument myśliwych, ale sam w sobie sprzeczny. O ile każdy zwyczajny człowiek wie, selekcja wyklucza najsłabsze osobniki. Ale czy najsłabsze osobniki nadają się na trofeum? Czy takie zwierzęta trafią na ściankę w chatce myśliwego?
Właśnie. Nie! Więc zasłanianie się selekcją i wybijanie najlepszym okazów jest sprzeczne. Myślę sobie, że i selekcję przeprowadzają drapieżniki, a człowiek współczesny do drapieżnika ma tak jak słoń do baletnicy. Raz myśliwi twierdzą, że wilka czy niedźwiedzia jest za dużo ( liczenie przeprowadzone w 2000 roku określiło polska populację do 1000 sztuk wilka, która ma tendencję spadkowe, a  populacja niedźwiedzia w Polsce to zaledwie ok. 100 osobników), co musiałoby skutkować spadkiem liczebności sarny i jelenia, głównego pokarmu dużych drapieżników, a dwa mówią o dużej liczebności tychże gatunków, przy czym oskarżają wilka o ataki na owce. Znów zaprzeczenia.


Kiedy zasłaniają się selekcją, jednak trzymają się twardo idei dokarmiania zwierzyny. A jaki w tym sens, skoro słabe osobniki, podczas zimy powinny umierać i być łatwe do upolowania dla drapieżników? Wilk nie upoluje zdrowego, silnego byka czy dzika. Opisuje tu tylko polską przyrodę, ale warto sięgnąć po przykłady z innego kontynentu- Afryki.  Wystarczy zapłacić i myśliwy może odstrzelić słonia czy lwa. Gatunki chronione. Rozumiem, że to także ma być selekcja.



   2. Strzelam, bo zwierząt jest za dużo.



Połowę tego problemy rozwinęłam powyżej, ale dotknę jeszcze problemu dzików. Tak PROBLEMU DZIKÓW, a nie ludzi. Głośno teraz o ogromnej, strasznej liczebności dzika, który plądruje gospodarkę. Kiedyś oglądałam jakiś wywiad z myśliwym ( mój brak pamięci do dat i nazwisk jest ogromny, więc możecie mi uwierzyć na słowo albo przekląć), gdzie zacny pan myśliwi stwierdził, iż populacja dzika wynosi 300 tyś , mimo, że co roku odławia się również 300 tyś osobników. Czyżby matematyka nagle nie obowiązywała?



Powiedzmy jednak, że dzików jest dużo. Mieszkam w Bieszczadach na niewielkim, acz gospodarstwie przy lesie. Dziki są, stwierdzam po bytności zrytych łąkach, ale ani razu dzika nie widziałam na oczy, a spaceruje po lesie niemal codziennie, ani dziki nie weszły na uprawy. Na jesieni nawet nie pokuszą się o spadki w sadzie czy wchodzenie na nieogrodzone działki. Może to cywilizowane dziki? Tego nie wiem, ale podejrzewam o przekoloryzowanie opowieści rolników o szkodach, wyrządzonych przez dziki.
Z drugiej strony, czyż to nie my jesteśmy intruzami? Wycinamy las, wchodzimy do domu dzika, sadzimy tam warzywa i nazywany dzika szkodnikiem, choć to jego dom. Oskarżamy dzika o perfidne złodziejstwo, oto że przyszedł i na złość robiąc człowiekowi, zjadł jego pokarm. Zapominamy jednak, że dziki, jak wszystkie zwierzęta, robią to co muszą. Są głodne, nie mają terenu do żerowania, więc idą tam, gdzie jedzenie jest. Zabijamy je tylko dlatego, że są głodne. Pomyślmy, co myśliwy o czasach, kiedy za kradzież bochenka chleba, karano człowieka śmiercią?
Istnieje inny sposób na ograniczanie populacji. Nie jest on krwawy, ale dla myśliwego pewnie mniej przyjemny. Antykoncepcja. Pozwoli to ograniczyć liczebność, równie skutecznie, a i bezboleśnie. Myślę, że byłoby tańsze.

Oprócz dzików, podobno w Polsce jest zagęszczenie lisów, które przecież wybijają zające i ptactwo. A teraz co nie co o żywieniu rudzielca. Lis żywi się głównie gryzoniami, zające są rzadkością, podobnie ptaki. Najłatwiej lisowi złapać gryzonia. A co za tym idzie, lis powinien być pożyteczny dla rolnika, któremu gryzonie zjadają uprawy. Ale, czy lisy nie podkradają kur? Zdarza się i u mnie, gdzie kury chodzą całkowicie wolno, raz, dwa razy na rok, porwie kurę, ale czy to jakieś wielkie przestępstwo, żeby karać je śmiercią? Lis nie podchodzi domostw, jeśli mieszkają tam psy, ale nie na łańcuchu, jak to rolnicy lubią mieć. Żaden drapieżnik nie będzie ryzykować starcia z nawet małym psem. A kiedy pies ujada to i właściciel powinien natychmiast reagować, a lis przed człowiekiem zawsze ucieknie. Lisy zawsze były i jakaś zanim człowiek nie uznał ich za szkodniki, nie doprowadziły do wymarcia ani do spadku liczebności żadnego gatunku. Oprócz mięsa lis bardzo często na jesienni żywi się owocami.



   3.Strzelam, bo inaczej zwierzęta nas zjedzą.



Widzicie to? Krwiożercze zające goniące bezbronnego myśliwego. Albo kaczki, maszyny do zabijania. Zanim człowiek powstał było życie. Były roślinożercy i drapieżniki, zadziwiające? Nie. Przyroda zawsze sobie poradzi. Człowiek zaburzył równowagę. Powybijał drapieżniki, odpowiedzialne za selekcję, jednocześnie zabrał tereny stadnym zwierzętom. I czym to ma skutkować, oprócz chaosu? Jeśli z ostawimy przyrodę w spokoju, dojdzie do siebie.   Musimy zrezygnować z niektórych dóbr, podzielić się  ziemią z innymi stworzeniami, bo o dziwo, nie jesteśmy tutaj sami.


  4. Strzelam, bo to legalne. 




Niewolnictwo i palenie czarownic też było legalne i propagowane, a zwolennicy tych procederów byli przekonani, że zawsze tak było i będzie. Brzmi znajomo? Prawo nie zawsze jest dobre, wyjątkowo kiedy lobby myśliwskie siedzi sobie w rządzie. Niedawno próbowano zakazać np. udziału dzieci w polowaniach, ale komisja, gdzie 6 na 7 osób była myśliwymi, o dziwo wszystkie postulaty odrzucili. Może wszyscy będziemy stanowić prawo dobre dla siebie? Myśliwi sobie, lekarze sobie, rolnicy sobie, a ludzie, którzy nigdzie nie przynależą mogą iść precz. Zastanawiam się tylko, jakim cudem większość społeczeństwa jest przeciwko takiej władzy, a jednak ona istnieje, choć w Polsce, podobno panuje demokracja.


    5.Strzelam, bo kocham przyrodę



Kolejna sprzeczność. Dla mnie osoba, która kocha przyrodę nie zabija dzikich zwierząt? Mylę się może? Myślistwo to sport. Nie ma w nim nic z ekologii, to tylko rozrywka dla ludzi bez empatii. Kiedyś na Agrobieszczadach, trafiłam na hasło: „Chrońmy las przed zwierzyną”. To jakby powiedzieć, chrońmy dom przed jego właścicielami. Las należy do zwierząt, a one w przeciwieństwie do ludzi, dbają o swoje dobro i go nie niszczą. Jeszcze żaden gatunek zwierzęcia, prócz człowieka, nie doprowadził do wymarcia drugiego.  Nie mamy prawa wyganiać zwierząt z ich domu. Tak samo biały człowiek robił z Indianami. Przybył i wygnał rdzennych mieszkańców z ich ziemi. Cywilizowane narody robią to cały czas. Zabierają słabszym, dla własnej korzyści. W imię ich własnego dobra, oczywiście. Rozwój jednych jest gwoździem do trumny innych. Brak w tym współczucia, sumienia i dobra. Ale przywalamy na to, bo jest to nam na rękę. Na rękę jest nam wycinanie lasów i zamienianie ich w pola uprawne lub działki budowlane, kiedy jemy roślinny z tych upraw lub mieszkamy w tym domu. Więc siedzimy cicho, bo boimy się utracić to co nie nasze. Bo boimy się utracić komfort. Nie szukamy rozwiązań korzystnych dla obu stron, bo nie chcemy niczego tracić.

Tym razem tylko 5 punktów, bo uważam, iż te argumenty są najważniejsze.


 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz