Mam jakiś nieokreślony problem z twórczością Katarzyny
Michalak, albowiem jej Kroniki Ferrinu, znajdują się na mojej osobistej liście
pt. „Najgorsza sterta, sklejonych kartek, co nazywa się książką”. I oto trzeci
tom serii, absurdów nad absurdami, które ochrzczono „Sercem Ferrinu”.
Na kartach bloga możecie doczytać o poprzednich częściach,
ale każda kolejna to nowa trauma. Kiedy przeczytałam w opisie, że Aneala nie żyje,
moje serce napełniło się niewysłowionym szczęściem, ale potem doczytałam, że
zdążyła spłodzić swoją replikę, córkę Gabrielę. Ciekawe, że autorka
zrezygnowała z zmiany imienia, kiedy ta trafia do Ferrinu, i główna bohaterka jest
tylko Gabrielą. Jeden mały plus w tym całym nieszczęściu, że Michalak, czegoś
się nauczyła.
Prolog pozwala czytelnikowi poznać dorosłą już Gabrielę,
córkę Anaeli i Sellinarisa dell’Sol, która powraca z wielkiej Warszawy do
zadupia, gdzieś w Polsce. Wraca pociągiem, więc może to nie Polska? Wita ją Saris,
jednorożec ( poprzednio nie wiedziałam, jak można elfa ukryć na ziemi, a teraz
nie mam zielonego pojęcia, jak uchował się koń z rogiem), który przybył na
ziemię wraz z jej matką. Dowiadujemy się z tego fragmentu, iż potomstwo Anaeli
nie grzeszy rozumkiem, a jej żarty z podtekstem seksualnym są na poziomie
gimnazjalisty. Autorka lubi nadawać głównym bohaterką swoje cechy, wyjątkowo
wybawicielce Anaeli i proszę, oto na ziemi, Anaela jest słynną pisarką.
W tym samym prologu Gabriela, dowiaduje się o śmierci swojej
matki, zostaje obarczona obowiązkiem ratowania Ferrinu i teleportuje się do
krainy, znanej jej z książek i opowieści Anaeli. Oczywiście melodramatyczność wejścia
Gabrieli do akcji jest jak zawsze na najwyższym poziomie. Trafia akurat w sam
raz na egzekucję matki i poznaje swego ojczulka, choć spotkania nie można
nazwać sielanką. Z miejsca ustawia dziewuchę do pionu.
Toczy się jakaś walka, ucieczka i zdrada, w końcu Gabriela
spotyka Amrego. Ale cóż, cóż to wchodzi
teoria, iż to on jest ojcem Gabrieli, bo jak wiadomo Anaela do trudnych nie
należała. Moim ulubionym fragmentem w całej książce jest pokaz wątpliwej inteligencji
Gabrieli, a ma to miejsce, kiedy przybywa ona do Dalekiego Dworu. Gabriela
domaga się wina, jak stary alkoholik i jest gotowa za nie pochlastać służbę. W
końcu je dostaje i co? Po jednym pucharku traci świadomość. I moje pytanie,
gdzie sprzedają takie winno?
Następnie nieomal morduje Amrego, bo ten już ranny nie
chciał pokazać jej obrażeń. Fuck logic. Ale największym absurdem w tej książce
jest małżeństwo Gabrieli i Sellinarisem, aż takiej patologii tam nie ma, by się
ojciec z córką pobierali, tylko ostatecznie bohaterka została córką Amrego.
Ślub istnie polityczny, ale i tak dochodzi do gwałtu, bo Gabriela zdążyła się
położyć pod nowym gachem- Karinem. Jeśli ktoś bystry na pewno zauważył, iż
postacie to głównie mężczyźni nadskakujący jednej kobiecie, czyli głównej bohaterce.
Nie wiem, czy istnieje skala w której można oceniać twórczość
Michalak. Przynajmniej ja jej nie znam. Dla mnie to zwyczajne marnotrawstwo drzew.
W książce brakuje logiki, spójności, normalnych postaci. Jest to jedna, wielka
telenowela brazylijska. Lektura tylko dla osób o silnych nerwach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz