Napisałam niedawno krótki tekścik o pierwszym tomie
wymuskanych Kronik Ferrinu i obiecałam przeczytać kontynuację, i dobić się nim.
I przeczytałam i dobiłam się nim. Dobra, niech to się już skończy…
Początek Powrotu do Ferrinu, wyjaśnia mi zakończenie Gry o
Ferrin, bo z tekstu poprzedniej części trudno dowieść, co się wydarzyło. Nasza superbohaterka
przeczuwa koniec swojej idylli w leśniczówce z stadem koni fryzyjskich i swoim ukochanym elfem. Nie wiem, jak
przemyciła i uchowała na ziemi elfa, ale nie będę się czepiać. Początek jest
krótki, zwarty i w miarę logiczny, jeden z niewielu plusów lektury. Jej elf
znika, porwany przez bogów. Karolińcia oszukana przez bogów, musi wracać do
Ferrinu.
Zaczyna się pierwszy rozdział. Przechodzi prze portal, robi
ze sobą melodramatyczny rachunek sumienia, dodaje coś na wzór żartu i trafia do
Lasu Tysiąca. Przynajmniej autorka zrezygnowała z gwałtu na wstępie, ale dała
nam w zamian ekspresowe mianowanie Karolińci przez Panią Lasu na Władczynie
Edenu. Karolińcia zmienia się w Anaelę, by nie brzmieć tak zwyczajnie i już musi
ratować jednorożce. W międzyczasie dowiadujemy się, że przeniosła się również w
czasie, i znajduje się przed wydarzeniami
z poprzedniej książki.
Spotyka również Cienia, jedyne rozumne stworzenie, które
chyba nie wyszło spod ręki Michalak, albowiem autorka robi sonie nim kuku, wytykając
własne błędy myślowe. Saris, bo tak czarny jednorożec się nazywa jest postacią
mądrzejszą od wszystkich ludzi i elfów razem wziętych. Pomaga Anaeli biedaczce
dostać się do reszty jednorożców, by uratować je przed niewolą elfów. Oczywiście
jesteśmy raczeni żenującymi wstawkami
głównej bohaterki, epizodycznymi postaciami, które z zasady są złe i trzeba je
ukatrupić. W ten sposób dochodzimy do sceny, gdzie Anaela staje naprzeciw z
ladacznicą Elanora, córka władcy Ferrinu.
I pierwsza dosyć ważna nieścisłość. Księżniczka dopuszcza
się podstępu i zabija władcę Cieni ( czymkolwiek one są, bo autorka nie
uraczyła nas wyjaśnieniem. Słowo Cień brzmi tajemniczo, więc pewnie to zabieg
stylistyczny i nowe określenie na gadającego jednorożca). Anaela, która jawi
się za wszechpotężną leczącą obdarzoną wszystkimi bajerami, nagle okazuje się
być za słaba. Nie będę zabawiać się z szczegółami, których nie sposób uznać za
racjonalne. W skrócie: Anaela zostaje pojmana dobrowolnie, bo planuje zabić
sprawcę zła, którego dopuści się w przyszłości, władcę Ferinu, Eleuzisa.
Anaela gra wielką panią, władczą i elegancką, a jak jest
każdy dobrze wie. Podczas pobytu na dworze Ferrinu, spotyka braci w tym swojego
ukochanego za którym rzuciła się w portal, chociaż w poprzedniej części była
mowa, że nie będzie mogła wrócić. Jest świadkiem namiętnego pocałunku ojca z
córką, Eleuzisa i Elanory. Związek kazirodczy to coś na czasie, ale pani
Michalak stwarza obsceniczne akty miłości i sprzeczne z uczuciami związki.
Anaela podobno najmocniej w świecie kocha Sellinarisa, ale bez zastanowienia
rzuca się pod innych mężczyzn czy elfów. Nie waha się wyznać miłości
Reikanowi, teoretycznie jej szwagrowi,
sierotce jeszcze podlejszej od Anaeli.
Jak jesteśmy w temacie miłostek to trzeba wspomnieć o komicznej zdolności superbohaterki. Za
sprawą elfiej magii jest w stanie
rzucić urok miłosny. Ale uwaga, tylko dzięki spojrzeniu, więc chytry władca
każe jej zasłonić oczy ( i zostawić niezwiązane ręce). Elanora robi sceny, odpycha miłość ojca, bo
zakochała się w najstarszym bracie. Takich komplikacji nie uświadczysz nawet w
Trudnych Sprawach.
Anaela ucieka z Ferrinu, udając się do Wieży Bogów, po
truciznę dla Eleuzisa. Wcześniej nakazuje swojemu gadającemu jednorożcowi
towarzyszyć Sellinarisowi do Nienazwanej krainy. Na miejscu natrafia na Elanorę
nad którą przejął kontrolę duszobójca. Zadam jeszcze kilkakrotnie to pytanie, cóż
to za dziwo? Dlaczego autorka nie wyjaśnia wymyślonych przez siebie pojęć?
Zabija Elanorę. Pojawia się znikąd Sellinaris, chociaż
niedawno wyruszał na Cieniu w przeciwnym kierunku. NI bez powodów zostaje
znienawidzona przez książęcych braci, ale uzyskuje i tak pomóc Reikana. Anaela
popada w tarapaty równomiernie do spadku ilorazu inteligencji i zawsze jest
ratowana przez przystojnych facetów. Prawie wszyscy bohaterowie płci męskiej są
zakochani w Anaeli. Następnie udaje się jej mimo zabezpieczenia opaską, rzucić
urok na Eleuzisa, który zrazu chce zgwałcić biedaczkę.
Przejdę do końcówki, jeśli jesteście ciekaw naładowanym do
syta absurdom tej książki, sami się nimi uraczcie. Tymczasem Anaela zdołała
doprowadzić do śmierci Eleuzisa, za którego uprzednio wyszła za mąż, by zasiąść
na tronie oraz do śmierci Reikana. Robi sobie schadzkę z Amre, również
kochankiem z poprzedniego tomu. Uczucia do niego zaprzeczają wielkiej miłości
do Sellinarisa, ale co tam, trzeba ubarwić życie seksualne bohaterki. Amre też
ginie. Zgadnijcie dlaczego i prze kogo?
Anaela zmusza się do pokuty za śmierć Reikana, i wedle
bardzo, bardzo starego obyczaju elfów może zadośćuczynić temu oddając się w
niewolę na określony czas rodzinie zmarłego. I także robi nasz ten
wspaniałomyślny szkrab. Na miesiąc… Anaela jest potężną władczynią, której nie
wypada być pokorną. Więc robi z siebie skrzywdzonego gołąbka. W końcu
Sellinaris ma jej dosyć i zwalnia kobietę z niewoli. Do tego nie unika
możliwości skoczenia do jego łóżka. Wyzwolona Anaela.
Niezapomniane zakończenie udowadniające, że autorka zrobiła
z głównej bohaterki pompatyczną męczennicę: najpierw smok odgryza jej rękę,
oddaje władzę nad Ferrinem Sellinarisowi i nakazuje przyjacielowi zabić się. A
i tak przeżywa, bo trafia do swojego świata.
Powrót do Ferrinu to trauma, którą trzeba przetrawić, żeby
być odporniejszym. Uczy jak nie pisać książek, a przede wszystkim jak nie kreować
głównego bohatera. Anaeli nie można lubić. Jest arogancka, głupiutka,
przerysowana. Z jakiej strony by jej nie ugryźć sprawia, że czytelnik ma ochotę
wrzucić książkę do niszczarki. Pozostali to przeważnie faceci, którzy się za
nią uganiają. A wśród żeńskich postaci tylko jedna nie jest przeciwniczką Anaeli,
tylko jej służącą.
Na koniec muszę jeszcze napisać o bezczelnych zapożyczeniach
z trylogii Czarnych Kamieni. Uwielbiam książki Anny Bishop, są oryginalne i
charakterystyczne, posiadają trudny do uzyskania urok, zżycia się z postaciami.
Michalak czytała wiele książek i czerpała z nich garściami, ale w tym przypadku
wzięła o jedną garść za dużo. „Wymyśliła”
bóstwo Saetin, Wrota Piekieł, Prządkę, gadające Jednorożce….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz