Poprzednio zajęłam się najpopularniejszymi
argumentami mięsożerców, przeciwko wegetarianizmowi. Przyszła kolej na
myśliwych i ich próby poparcia swojego hobby. Mam nadzieje, że osoby, które nie
do końca były przekonane do łowiectwa teraz będą już całkowicie nieprzekonani.
1. Strzelam, bo selekcja.
Z obserwacji wynika, że to największy argument myśliwych,
ale sam w sobie sprzeczny. O ile każdy zwyczajny człowiek wie, selekcja
wyklucza najsłabsze osobniki. Ale czy najsłabsze osobniki nadają się na
trofeum? Czy takie zwierzęta trafią na ściankę w chatce myśliwego?
Właśnie. Nie! Więc zasłanianie się selekcją i wybijanie
najlepszym okazów jest sprzeczne. Myślę sobie, że i selekcję przeprowadzają
drapieżniki, a człowiek współczesny do drapieżnika ma tak jak słoń do
baletnicy. Raz myśliwi twierdzą, że wilka czy niedźwiedzia jest za dużo (
liczenie przeprowadzone w 2000 roku określiło polska populację do 1000 sztuk
wilka, która ma tendencję spadkowe, a
populacja niedźwiedzia w Polsce to zaledwie ok. 100 osobników), co
musiałoby skutkować spadkiem liczebności sarny i jelenia, głównego pokarmu
dużych drapieżników, a dwa mówią o dużej liczebności tychże gatunków, przy czym
oskarżają wilka o ataki na owce. Znów zaprzeczenia.
Kiedy zasłaniają się selekcją, jednak trzymają się twardo
idei dokarmiania zwierzyny. A jaki w tym sens, skoro słabe osobniki, podczas
zimy powinny umierać i być łatwe do upolowania dla drapieżników? Wilk nie
upoluje zdrowego, silnego byka czy dzika. Opisuje tu tylko polską przyrodę, ale
warto sięgnąć po przykłady z innego kontynentu- Afryki. Wystarczy zapłacić i myśliwy może odstrzelić
słonia czy lwa. Gatunki chronione. Rozumiem, że to także ma być selekcja.
2. Strzelam, bo zwierząt jest za dużo.
Połowę tego problemy rozwinęłam powyżej, ale dotknę jeszcze
problemu dzików. Tak PROBLEMU DZIKÓW, a nie ludzi. Głośno teraz o ogromnej,
strasznej liczebności dzika, który plądruje gospodarkę. Kiedyś oglądałam jakiś
wywiad z myśliwym ( mój brak pamięci do dat i nazwisk jest ogromny, więc
możecie mi uwierzyć na słowo albo przekląć), gdzie zacny pan myśliwi
stwierdził, iż populacja dzika wynosi 300 tyś , mimo, że co roku odławia się
również 300 tyś osobników. Czyżby matematyka nagle nie obowiązywała?
Powiedzmy jednak, że dzików jest dużo. Mieszkam w
Bieszczadach na niewielkim, acz gospodarstwie przy lesie. Dziki są, stwierdzam
po bytności zrytych łąkach, ale ani razu dzika nie widziałam na oczy, a
spaceruje po lesie niemal codziennie, ani dziki nie weszły na uprawy. Na
jesieni nawet nie pokuszą się o spadki w sadzie czy wchodzenie na nieogrodzone
działki. Może to cywilizowane dziki? Tego nie wiem, ale podejrzewam o
przekoloryzowanie opowieści rolników o szkodach, wyrządzonych przez dziki.
Z drugiej strony, czyż to nie my jesteśmy intruzami?
Wycinamy las, wchodzimy do domu dzika, sadzimy tam warzywa i nazywany dzika
szkodnikiem, choć to jego dom. Oskarżamy dzika o perfidne złodziejstwo, oto że
przyszedł i na złość robiąc człowiekowi, zjadł jego pokarm. Zapominamy jednak,
że dziki, jak wszystkie zwierzęta, robią to co muszą. Są głodne, nie mają
terenu do żerowania, więc idą tam, gdzie jedzenie jest. Zabijamy je tylko
dlatego, że są głodne. Pomyślmy, co myśliwy o czasach, kiedy za kradzież
bochenka chleba, karano człowieka śmiercią?
Istnieje inny sposób na ograniczanie populacji. Nie jest on
krwawy, ale dla myśliwego pewnie mniej przyjemny. Antykoncepcja. Pozwoli to
ograniczyć liczebność, równie skutecznie, a i bezboleśnie. Myślę, że byłoby
tańsze.
Oprócz dzików, podobno w Polsce jest zagęszczenie lisów,
które przecież wybijają zające i ptactwo. A teraz co nie co o żywieniu
rudzielca. Lis żywi się głównie gryzoniami, zające są rzadkością, podobnie
ptaki. Najłatwiej lisowi złapać gryzonia. A co za tym idzie, lis powinien być
pożyteczny dla rolnika, któremu gryzonie zjadają uprawy. Ale, czy lisy nie
podkradają kur? Zdarza się i u mnie, gdzie kury chodzą całkowicie wolno, raz,
dwa razy na rok, porwie kurę, ale czy to jakieś wielkie przestępstwo, żeby karać
je śmiercią? Lis nie podchodzi domostw, jeśli mieszkają tam psy, ale nie na
łańcuchu, jak to rolnicy lubią mieć. Żaden drapieżnik nie będzie ryzykować
starcia z nawet małym psem. A kiedy pies ujada to i właściciel powinien
natychmiast reagować, a lis przed człowiekiem zawsze ucieknie. Lisy zawsze były
i jakaś zanim człowiek nie uznał ich za szkodniki, nie doprowadziły do wymarcia
ani do spadku liczebności żadnego gatunku. Oprócz mięsa lis bardzo często na
jesienni żywi się owocami.
3.Strzelam, bo inaczej zwierzęta nas zjedzą.
Widzicie to? Krwiożercze zające goniące bezbronnego
myśliwego. Albo kaczki, maszyny do zabijania. Zanim człowiek powstał było
życie. Były roślinożercy i drapieżniki, zadziwiające? Nie. Przyroda zawsze
sobie poradzi. Człowiek zaburzył równowagę. Powybijał drapieżniki,
odpowiedzialne za selekcję, jednocześnie zabrał tereny stadnym zwierzętom. I
czym to ma skutkować, oprócz chaosu? Jeśli z ostawimy przyrodę w spokoju,
dojdzie do siebie. Musimy zrezygnować z
niektórych dóbr, podzielić się ziemią z
innymi stworzeniami, bo o dziwo, nie jesteśmy tutaj sami.
4. Strzelam, bo to legalne.
Niewolnictwo i palenie czarownic też było legalne i
propagowane, a zwolennicy tych procederów byli przekonani, że zawsze tak było i
będzie. Brzmi znajomo? Prawo nie zawsze jest dobre, wyjątkowo kiedy lobby
myśliwskie siedzi sobie w rządzie. Niedawno próbowano zakazać np. udziału
dzieci w polowaniach, ale komisja, gdzie 6 na 7 osób była myśliwymi, o dziwo
wszystkie postulaty odrzucili. Może wszyscy będziemy stanowić prawo dobre dla
siebie? Myśliwi sobie, lekarze sobie, rolnicy sobie, a ludzie, którzy nigdzie
nie przynależą mogą iść precz. Zastanawiam się tylko, jakim cudem większość
społeczeństwa jest przeciwko takiej władzy, a jednak ona istnieje, choć w Polsce,
podobno panuje demokracja.
5.Strzelam, bo kocham przyrodę
Kolejna sprzeczność. Dla mnie osoba, która kocha przyrodę
nie zabija dzikich zwierząt? Mylę się może? Myślistwo to sport. Nie ma w nim
nic z ekologii, to tylko rozrywka dla ludzi bez empatii. Kiedyś na
Agrobieszczadach, trafiłam na hasło: „Chrońmy las przed zwierzyną”. To jakby
powiedzieć, chrońmy dom przed jego właścicielami. Las należy do zwierząt, a one
w przeciwieństwie do ludzi, dbają o swoje dobro i go nie niszczą. Jeszcze żaden
gatunek zwierzęcia, prócz człowieka, nie doprowadził do wymarcia drugiego. Nie mamy prawa wyganiać zwierząt z ich domu.
Tak samo biały człowiek robił z Indianami. Przybył i wygnał rdzennych
mieszkańców z ich ziemi. Cywilizowane narody robią to cały czas. Zabierają słabszym,
dla własnej korzyści. W imię ich własnego dobra, oczywiście. Rozwój jednych
jest gwoździem do trumny innych. Brak w tym współczucia, sumienia i dobra. Ale
przywalamy na to, bo jest to nam na rękę. Na rękę jest nam wycinanie lasów i
zamienianie ich w pola uprawne lub działki budowlane, kiedy jemy roślinny z
tych upraw lub mieszkamy w tym domu. Więc siedzimy cicho, bo boimy się utracić
to co nie nasze. Bo boimy się utracić komfort. Nie szukamy rozwiązań
korzystnych dla obu stron, bo nie chcemy niczego tracić.
Tym razem tylko 5 punktów, bo uważam, iż te argumenty są
najważniejsze.